„Girls Talk” to seria stworzona z myślą o kobietach, które szukają inspiracji, wsparcia i motywacji w różnych dziedzinach życia. W każdym wywiadzie głos zabierają wybitne kobiety, które dzielą się swoimi doświadczeniami, sukcesami, ale także porażkami i naukami, które z nich wyciągnęły.
Girls Talk: Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?

Zaczęłam niezbyt wesoło, jak chyba większość dziewczyn – od chęci schudnięcia. Byłam całkowicie normalnej budowy jako dziecko, absolutnie nie miałam nadwagi. To była era początków Tumblra i Pinteresta, które w tamtych czasach nie były jeszcze moderowane. Było tam mnóstwo „thinspiracji”, propozycji katorżniczych treningów, diet 500 kcal…
To był jeden z czynników, które finalnie doprowadziły do zaburzeń odżywiania. Ale to już było omawiane nie raz w kontekście wielu dziewczyn. Może skupmy się teraz na tej dobrej stronie treningu i na tym, jak udało mi się wypracować zdrową relację ze sportem.
Poszłam do liceum z internatem do dużego miasta, co dało mnóstwo nowych możliwości. Jedną z nich była siłownia, w mojej małej rodzinnej miejscowości takich luksusów nie było. Byłam wtedy w jeszcze nie do końca dobrym miejscu, jeśli chodzi o zaburzenia odżywiania, ale rozpoczęcie treningów siłowych stało się krokiem w dobrą stronę.
Girls Talk: Karolina Czak
Zaczęłam rozumieć, że jedząc skrajnie mało, nie jestem w stanie progresować na treningach. Przekonywałam się do tego, że może nie chodzi o to, żeby mieć jak najchudsze ciało, tylko o to, żeby mieć je sprawne. Do tego byłam jedyną – serio jedyną – dziewczyną, a już szczególnie tak młodą (16-17 lat) na strefie wolnych ciężarów. Do tej pory podziwiam siebie za ten upór i odwagę. Stałam przy jakimś sprzęcie i googlowałam, jak go używać, nie zważając na spojrzenia dookoła.
Po prostu postanowiłam sobie, że będę trenować na siłowni i koniec. No i krok po kroku, błąd po błędzie nauczyłam się „obsługi” tego miejsca. Jakkolwiek to brzmi, zaczęłam widzieć od tych wielkich „koxów” spojrzenia pełne szacunku, bo z „małej zagubionej” stałam się bardzo ogarniętą osobą, znającą technikę ćwiczeń i wiedzącą, co robi i po co to robi. Zrozumiałam, że to, że w podstawówce nie byłam nigdy najlepsza w długodystansowych biegach, nie znaczy, że w ogóle nie nadaję się do sportu. Okazało się, że jak najbardziej nadaję się do treningu siłowego i mam do niego świetne predyspozycje.
Miłość do wolnych ciężarów oraz poznanie świata trójboju siłowego (na tej siłowni trenowało sporo trójboistów) zaprowadziły mnie na pierwsze szkolenie z trójboju. Później uczestniczyłam w kolejnych szkoleniach. Nie dość, że miałam predyspozycje do tego, żeby być w tym dobra, to pokochałam edukowanie się i naukę, zarówno teorii, jak i praktyki.
Jakie inne dyscypliny sportowe trenowałaś, i jak to wpłyneło na Twoje podejście do sportu?
Za dzieciaka jeździłam konno, ale tylko rekreacyjnie, na więcej nie było możliwości finansowych. Lubiłam pograć w siatkówkę czy w piłkę nożną z innymi dziećmi „na podwórku”, ale nie byłam jakimś mocno „sportowym” dzieckiem.
Girls Talk: Jak wspominasz początki swojej przygody?

Moja historia zaczęła się z niezdrowego punktu, później wymagała ode mnie mnóstwa pracy, żeby pójść w stronę zdrowia. Około dwa lata po rozpoczęciu treningów na siłowni i zaczynając myśleć o zawodach w trójboju, poczułam dziwną kuleczkę w pachwinie. Była to niepokojąca oznaka, która zmusiła mnie do bliższego zbadania sprawy z pomocą lekarzy. Okazało się, że to przepuklina.
Zdaniem kilku chirurgów nie wpłynęły na nią treningi i dźwiganie, bo robiłam to poprawnie. Prawdopodobnie były to po prostu predyspozycje genetyczne i jakiś słaby punkt w powięzi. Powodowało to, że prędzej czy później coś by się „stało”. Niezależnie od tego, czy startowałabym na olimpiadzie, czy leżała na kanapie.
Oczywiście bardzo mnie to „wybiło” z rytmu, stresowało i smuciło, ale skupiłam się na tym, że to prosty zabieg, zwykle bez komplikacji. Ludzie wracają do codziennej aktywności, więc po prostu kilka miesięcy życia będę musiała dostosować do tej sytuacji i później polecę dalej.
Niestety, nie miałam takiego szczęścia. Od dosłownie kilku godzin po operacji pojawiały się kolejne problemy, wynikające z błędów popełnionych przez chirurga w jej trakcie. Źle rozciął, uszkodził tkanki, nerw biodrowo-pachwinowy i źle zszył. O samej tej „przygodzie” można by napisać osobny artykuł, ale generalnie żyłam półtora roku w chronicznym bólu.
Girls Talk: Rehabilitacja
U fizjoterapeuty na nowo uczyłam się chodzić, za sukces uznając to, że po iluś miesiącach jestem w stanie się wyprostować. Pożegnanie się z ambicjami i planami sportowymi to jedno, ale tak długi czas dosłownie fizycznego cierpienia zostawił ogromną szramę na psychice. To zabrzmi tragikomicznie, ale zarówno dosłownie, jak i w przenośni ta sytuacja zabrała mi uśmiech. W przenośni – wiadomo. Dosłownie – bo mocniejsze zaśmianie się potrafiło spowodować, że poszarpane, uszkodzone mięśnie brzucha na nowo się buntowały. Kolejne tygodnie były jeszcze gorsze przez „nadwyrężenie” tego miejsca.
Będąc w stanie wiecznego bólu, frustracji i wściekłości, nie poddałam się i poza treningami u fizjoterapeuty rozpoczęłam treningi z jednym z najlepszych trenerów w Polsce. Wiedział o sytuacji i wszystko do niej dostosowywał. Stopniowo z okrutnego chronicznego bólu zrobiliśmy po prostu chroniczny ból, a później już „tylko okazjonalny”. Sytuacja brzmi paskudnie i dokładnie taka była. Jednak jeśli miałabym znaleźć jakiś pozytyw, to będzie to wymuszenie nauki wzorowej techniki wykonywania ćwiczeń. Jeden moment mniejszego skupienia i moja kontuzja wracała z pełną mocą. Nie mogłam sobie pozwolić na nic innego niż technikę idealną.
Girls Talk: Jak doszło do współpracy z naszą marką sportową? Co sprawiło, że zdecydowałaś się zostać naszą ambasadorką?
Nie do końca wiem, jak na to odpowiedzieć, bo mówiąc całkowicie szczerze, propozycja i warunki współpracy były dla mnie po prostu atrakcyjne. Informacja, że nie muszę promować niczego, czego „nie czuję”, mnie przekonała – nie wiem, czy da się to jakoś filozoficznie ubrać w słowa.
Girls Talk: Jak wygląda Twój typowy dzień treningowy teraz?
Treningi są dla mnie już naturalnym elementem dnia. Trzymam się 3-5 treningów siłowych tygodniowo, w zależności od tego, jaki w danym momencie mam plan treningowy. Nie myślę, czy mi się chce, czy nie chce, po prostu robię.
Wiadomo, że bywają dni, kiedy czuję, że nie mam siły – szczególnie, jeśli w życiu dużo się dzieje. U każdego tak czasami bywa. Wtedy słucham potrzeb swojego organizmu i albo robię lżejszy trening, albo stawiam na odpoczynek. Poza tym, wplatam w ciągu tygodnia dużo aktywności pozatreningowej, mnóstwo spacerów. Czasami wykonuję treningi typowo kondycyjne, które też sprawiają mi dużą frajdę.
Czy masz jakieś rady dla osób, które chcieliby podążać Twoimi śladami?
Naprawdę BARDZO warto na początku przygody z treningami znaleźć dobrego trenera. Nic nie zastąpi instrukcji na żywo. To, że ktoś na bieżąco nas koryguje, może pomóc uchronić się od jakichś nieprzyjemnych kontuzji.
Jeśli nie ma takiej możliwości, warto edukować się na własną rękę ile się da – oglądać filmiki o technice, czytać informacje o treningu i wszystkim, co się z nim wiąże. Do tego oczywiście nie dawać się pochłonąć nierealnym standardom „idealności” kreowanym przez social media. Nie trzeba robić 7 treningów w tygodniu i jeść wafli ryżowych z sałatą, żeby liczyć się jako osoba aktywna fizycznie. Trzeba w tym wszystkim dbać o swoją psychikę i nie narzucać na siebie ogromnej presji – znaleźć balans.